Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/81

Ta strona została przepisana.

nieważ jednak płyn był za gorący, postawiła go w wielkiem wiadrze na polu, pod ścianą browarni.
Niedługo potem przechodził tamtędy długi Bengt i uczuwszy niezmierny pociąg, zbliżył się do wiadra. Ale natychmiast zjawiła się w progu macocha i powiedziała:
— Drogi Bengcie, nie zechcesz chyba pić tego? Wszakże napój taki nie przystoi ludziom. To popłóczyny i osad szkaradny.
Długi Bengt zrobił głupią minę i oświadczył, że idzie do stajni i nie sądzi, by źle czynił, przechodząc popod browarnią.
Potem wszedł w istocie do stajni i wziął widły, które sobie odeń wypożyczyła dziewka od krów. Z widłami w ręku udał się z powrotem do stodoły. Gdy jednak długi Bengt otwarł bramę podwórza folwarcznego, spotkał się z wielkim capem, który węszył w stronę browarni, wetknąwszy nos pomiędzy łaty parkanu. Był to piękny dzień i wszystkie kozy były na podwórzu, skupiły się wokół sterty suchych gałęzi, sam tylko cap stał pod bramą.
Prawdziwa to zagadka, że mógł być tak niezręcznym długi Bengt. Otworzył bramę widać zbyt szeroko i cap przecisnął się obok niego. Nie zadał sobie nawet trudu by wypędzić go z powrotem, co uczynić należało, ale poprzestał tylko na stwierdzeniu, że wszystkie inne bramki są pozamykane, tak że cap nie może dostać się ani do sadu pastora, ani do wa-