Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/88

Ta strona została przepisana.

licy nie było lepszych jabłek, niż w plebańskim sadzie. Śnieżka, jedząc je, pewną była, że składają się z promieni słońca i jego żaru.
Tak pięknych jak tego roku owoców nie było chyba jeszcze w ogrodzie ojca Śnieżki. Jabłuszka rajskie, wspaniałe astrachany, złote parmeny, renety i jabłka zimowe zachwycały wszystkich. Drzewa nie były może tak pełne jak w inne lata, ale owoce stały się przezto jeszcze dorodniejsze i większe. Ani jedno jabłko nie było robaczywe, wszystkie zaś posiadały cudny kształt i barwę. Astrachany przejrzyste, zielonawe, złote parmeny żółto-purpurowe, oraz rajskie jabłka, czerwone na tle ciemnej zieleni liści, i zimówki o rumianych policzkach pociągały spojrzenie.
Udały się tak tego roku, że wszyscy o nich mówili. Widać je było z drogi i raz po raz zdarzało się, że ktoś zachodził i prosił o pozwolenie wejścia do sadu dla przyjrzenia im się zbliska.
Muszę jednak zauważyć, że chociaż jabłka plebańskie były piękne, to sprawiały dużo kłopotu i co roku kradziono ich znaczną ilość. Teraz jednak nie zginęło ni jedno, bo pastorowa czuwała nad sadem niezmordowanie. Od końca sierpnia, kiedy zaczynały dojrzewać, ciągle przebywała tam i tam spędzała często noce.
Uczyniła więcej jeszcze, strzegła jabłek nawet przed domownikami. Brama sadu opatrzona została