górniczy powiedział, że to, cośmy znaleźli, jest srebro.
W tej chwili Per Person wyglądał tak, jakby się ziemia pod nim rozwarła.
— Co mówisz, co mówisz, srebro?
— Tak — odrzekł proboszcz — będziemy więc bogaci i możemy żyć jak panowie.
— Nie, srebro to nie jest! — mówił Per Person i stawał się coraz bardziej ponury.
— Tak, oczywiście jest to srebro, nie przypuszczasz chyba, że cię chcę oszukać. Nie potrzebujesz się obawiać, możesz się cieszyć.
— Cieszyć się — rzekł Per Person — jak się mam cieszyć? Myślałem, że to nic ważnego, i powiedziałem sobie, że lepszy wróbel w ręku, aniżeli gołąb na dachu. Sprzedałem mój udział w kopalni za sto talarów Olofowi Svärdowi.
Był w rozpaczy i kiedy proboszcz pojechał dalej, stał na gościńcu i płakał.
— Kiedy proboszcz przyjechał do domu, posłał parobka do Olofa Svärda i jego brata, aby im powiedział, że to, co znaleźli, jest srebro. Uważał, że już ma dość tego, żeby samemu rozgłaszać dobrą nowinę.
Ale kiedy proboszcz wieczorem sam siedział w domu, radość powróciła. Wyszedł w ciemną noc przed dom, na pagórek, gdzie zamierzał zbudować nowe probostwo. Musi ono być piękne, tak wspaniałe, jak pałac biskupi. Długo
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.