nich chce pozostać biednym. I odtąd mieli do niego ogromne zaufanie. Sami polecili mu udać się do lasu i przykryć ową górę dobrze mchem i kamieniami, aby jej nikt z nich ani z ich potomków znaleźć nie mógł.
— I odtąd żył ten proboszcz tak ubogo, jak drudzy?
— Tak — odrzekł pastor — żył tak samo biedny, jak i drudzy.
— Ale się pewnie ożenił i wybudował nowe probostwo? — zapytał król.
— Nie, nie miał na to środków, żeby się ożenić, i mieszka nadal w starej chacie.
— To piękna historya, którą mi tu opowiedział, — rzekł król i w podzięce skłonił głowę.
Pastor stał milczący przed królem. Po chwili król zapytał: — Czy on myślał o tej kopalni srebra, kiedy mi powiedział, że tutejszy proboszcz może mi dostarczyć tyle pieniędzy, ile ich tylko potrzebuję?
— Tak — odrzekł pastor.
— Nie mogę go przecież zmusić — rzekł król — i jak on inaczej to rozumie, żebym mógł takiego człowieka nakłonić, by mi tą kopalnię pokazał? Przecież wyrzekł się swej ukochanej i wszelakiego dobrobytu w życiu.
— To jest co innego, — rzekł pastor — ale kiedy ojczyzna skarbu potrzebuje, to ustąpi.
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.