sięgi. Oskarżony słucha go z tym samym spokojem, z jakim zachowywał się przez cały czas, i odpowiada z respektem i nie bez godności.
Oskarżycielka słucha z ogromnym strachem. Robi kilka gwałtownych ruchów i składa dłonie. Prowadzi straszliwą walkę ze swoją nieśmiałością i z łkaniem, które jej ściska gardło. Ale kończy się na tem, że nie może słowa wydobyć.
Przysięga ma więc być składaną. On ją złoży. Nikt mu nie przeszkodzi, żeby nie obciążał swego sumienia.
Aż dotąd nie mogła uwierzyć, że się to stanie. Ale teraz przekonywa ją rzeczywistość, że to stanie się, że stanie się już w najbliższej chwili. Strach większy niż wszystko, czego dotychczas doznała, opanowuje ją. Skamieniała — nawet już więcej nie płacze. Oczy jej znieruchomiały.
Więc on ma zamiar ściągnąć na siebie wieczyste potępienie. Rozumie ona dobrze, że on chce przez tę przysięgę zostać uwolnionym ze względu na żonę. Ale gdyby nawet miał z nią mieć ostrą przeprawę, nie powinien przecież poświęcać swej duszy.
Nic nie było straszliwszego, jak krzywoprzysięstwo. W tym grzechu było coś tajemniczego i okropnego. Nie było dlań ani łaski, ani przebaczenia. Bramy przepaści otwierały się same, gdy tylko imię krzywoprzysięzcy wymieniają.
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.