Król Gustaw III. podróżował przez Dalekarlią. Spieszno mu było bardzo i chciał przebyć całą drogę jak najprędzej. Jechali więc w szalonym pędzie, tak, że konie szły wyciągniętym kłusem, a powóz stawał na zakrętach na dwóch kołach; król od czasu do czasu wyglądał przez okna powozu i wołał na woźnicę: »Czemu się nie spieszy? Czy sądzi, że wiezie skorupę z jajka?«
Ponieważ w takim szalonym pędzie jechali po złych drogach, byłoby to cudem niemal, gdyby uprząż i powóz wytrzymały. I rzeczywiście wytrzymać nie mogły; u stóp stromego pagórka złamał się dyszel i król zmuszony był do zatrzymania się. Rycerze królewscy zeskoczyli ze swego wozu i złorzeczyli woźnicy, ale to szkody nie zmniejszyło. Nie było sposobu żadnego, by król ruszył w dalszą podróż, zanim powozu się nie naprawi.
Kiedy dworzanie przemyśliwali, czemby króla rozerwać, podczas gdy musiał czekać, ujrzeli