— A jak papież umrze? — zapytała signora Concenza z zapartym oddechem.
— Jeśli papież umrze, nikt nie może nic wiedzieć. Jeżeli mój proboszcz nie będzie w łaskach u jego następcy, musimy obaj jeszcze przez długie lata pozostać tam, gdzie jesteśmy.
Signora Concenza stanęła nawprost syna i spoglądała nań zmartwiona. Spojrzała na jego czoło, poorane zmarszczkami, i na włosy, poczynające siwieć. Był zmęczony i wychudły. Była to rzeczywiście pilna rzecz, żeby jaknajprędzej uzyskał miejsce przy katedrze.
— Dziś w nocy pójdę do kościoła i będę się modlić za papieża — pomyślała. — On nie powinien umrzeć.
Po kolacyi opanowała zmęczenie i wyszła na miasto. Tłumy ludzi przechodziły ulicami. Wielu było tylko ciekawych, którzy wyszli, aby usłyszeć wieść o śmierci papieża, ale wielu też było zmartwionych, którzy szli od kościoła do kościoła, aby się modlić.
Zaledwie jednak signora Concenza wyszła na ulicę, spotkała jedną ze swych córek, której mąż był litografem.
— Och, matko, jakże dobrze czynisz, modląc się za niego — rzekła córka. — Nie możesz sobie wyobrazić, jakieby to było nieszczęście, gdyby on umarł. Mój Fabian był blizki samobójstwa, kiedy się dowiedział, że papież zachorował.
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.