— Czemu nie pozwolono jej tej roli zagrać dawniej? — pytano. — Jest już za stara i będzie okropna.
Jednak ten i ów oczekiwał, że występ jej powiedzie się, bo to przecież zdawało się być jej wewnętrznem powołaniem.
Wśród publiczności panowało od początku sztuki wielkie zainteresowanie.
Ale kiedy się kurtyna podniosła, a siostra Oliwia weszła na scenę i zaczęła mówić! Jedno jedyne westchnienie wyrwało się z piersi słuchaczy i nikt już nie był więcej ciekawy. Publiczność była jakby ślepa i głucha i starała się o niej zupełnie zapomnieć.
Siostra Oliwia nie mogła potem zrozumieć, jak ten wieczór minął. Publiczność nie była względem niej surową, przeciwnie była współczującą. Uważano to nawet za dowcipne, że jej się tak kompletnie nie powiodło, że się tak gruntownie pomyliła co do swego powołania. Tego i owego opanowała naturalnie trwoga kiedy pomyślał o tej idei, która opanowała siostrę Oliwię i tak ją zawiodła. Coś podobnego mogło się przecież każdemu przydarzyć.
— Powinna się w każdym razie czuć szczęśliwą — mówiono — przecież przez to urojenie zdobyła doskonale stanowisko i przecież tej okropnej roli, która zupełnie nie leży w jej charakterze, więcej grać nie potrzebuje.
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.