duszpasterzem tej wioski, gdy spostrzegł, że król wziął go za chłopa.
— Tak, proboszcz zwykł tu bywać o tej porze — rzekł.
Król spoczął w wielkiem krześle z oparciem, jakie podówczas stało w zakrystyi i dziś jeszcze tam stoi niezmienione; tylko pozłacaną, królewską koronę ufundowała gmina na oparciu.
— Czy macie dobrego proboszcza tu w parafii? — zapytał król. Spróbował okazać zainteresowanie losami chłopów.
Kiedy król tak pytał, wydało się pastorowi niemożliwem powiedzieć, że on nim jest. Będzie lepiej, gdy król pozostanie w tej myśli, że jestem tylko chłopem — i odpowiedział, że proboszcz jest dość dobry. Szerzy słowo Boże i stara się żyć według swej nauki.
Król sądził, że to jest dobry wywiad, ale mając wprawne ucho zauważył w tonie odpowiadającego pewne ociąganie się.
— To tak brzmi, jakby nie był on bardzo kontent ze swego proboszcza — rzekł król.
— Jest on nieco samowolny — rzekł pastor. Myślał, że gdyby król jednak miał dowiedzieć się, kto on jest, to pewno nie podobałoby mu się, że sam siebie chwalił; dlatego też chciał się i cokolwiek zganić. Są ludzie, którzy mówią o proboszczu — rzekł — że chce on sam jeden rządzić w parafii.
Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.