Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Hej! Przychodzisz jak na zawołanie, drogi Auguście! — zawołał Jan, przywitawszy gościa i usadowiwszy go wygodnie — Dostałem list i chciałbym bardzo, byś mi go odczytał głośno. Jest to list twej koleżanki szkolnej. Może cię zaciekawi, co z nią słychać?
August Där Nol wziął spokojnie list do ręki i przeczytał. Wygłaszał poszczególne słowa pomału, jakby się chciał każdem z nich nasycić i wchłonąć w siebie.
Gdy skończył, powiedział Jan:
— Pięknie czytasz, Auguście. Nigdy jeszcze nie brzmiały tak ślicznie słowa Klary Gulli, jak kiedyś je wymawiał swemi ustami. Zrób mi tę przyjemność i przeczytaj jeszcze raz!
Młodzieniec przeczytał list raz jeszcze z takiem samem namaszczeniem. Wydawało się, że pije spragnionemi usty z ożywczego zdroju.
Gdy skończył, złożył list i przeciągnął po nim pieszczotliwie dłonią. Potem chciał oddać, ale spostrzegł, że jest nie dobrze złożony i uczynił to raz jeszcze.
Siedział, nie mówiąc ni słowa. Jan chciał nawiązać pogawędkę, ale nie powiodło mu się to. Po chwili wstał August Där Nol i oświadczył, że musi odejść.
— Dobrze gdy ktoś drugiemu uczyni przysługę! — rzekł Jan — Dziękuję ci chłopcze! Chociaż, coprawda radbym byś mi jeszcze jedną przysługę wyświadczył. Patrz, tam leży kotek Klary Gulli. Powinniśmy go byli zabić, bo nie mamy mu co dać jeść teraz, ale ja nie mam serca go zastrzelić, a Katarzyna nie może się zdobyć na to, by go utopić. Zanim przybyłeś, rozmawialiśmy właśnie o tem, że musimy kogoś prosić o pomoc.