Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Spoczęły tedy na Karolu Karlsonie spojrzenia smutne i zatroskane, on jednak miał swą zwykłą, nakazującą szacunek, surową minę i nikt nie mógł z niej wynioskować, jaki ciężki cios rzuci za chwilę.
Podał rękę Katarzynie naprzód, potem zaś wszystkim obecnym, a ci wstawali po kolei w miarę jak się zbliżał i witali się grzecznie.
— Nie jestem dostatecznie obeznany z tą okolicą! — zaczął poseł — Wszakże się nie mylę? Znajdujemy się w miejscowości Askadalarny, zwanej Skrołyką?
Potwierdzono zgodnie, ale jeno skinieniem głowy, gdyż żaden z obecnych wymówić głośno słowa nie był w stanie. Dziwiono się nawet, że Katarzyna zdobyła się na tyle przytomności, by trącić Börjego, który wstał i podał krzesło posłowi.
Poseł przysunął krzesło do stołu, usiadł i położył przedewszystkiem na stole papier trzymany w ręku. Potem dobył tabakierki i położył ją obok papieru. Następnie wyjął okulary z futerału i przetarł je starannie chustką w niebieskie kratki.
Ukończywszy te pierwsze przygotowania, poseł rozejrzał się wokoło. Wszyscy zebrani w izbie byli to biedacy, których nawet z imion i nazwisk nie znal wcale.
— Chciałbym pomówić z Janem Andersonem ze Skrołyki! — powiedział.
— To ten, który leży na łóżku! — rzekł stary sieciarz Ola, pokazując palcem.
— Czy chory? — poinformował się poseł.
— Nie... nie! — odparło kilku.
— I nie pijany! — dodał Börje.
— I nie śpi także! — dorzucił Ola.