— Nie mieliście tedy wcale listu? — spytał Boräus.
— Nie! Od października zeszłego roku nie pisała do domu!
— Czemuż tedy przychodzicie tu ciągle? — zdziwił się — Wysiadujecie przez pół dnia, gapiąc i się daremnie! Czyż to dobrze marnować tyle czasu, miast pracować?
— To prawda... to prawda, — odrzekł — bardzo to niedobrze, ale — tu uśmiechnął się tajemniczo — sprawa zostanie już niedługo załatwiona!
— Człowieku! — krzyknął inżynier, wpadając ponownie w złość — Jesteś osłem dardanelskim! Siedzisz bez powodu i czekasz daremnie! Miejsce dla ciebie najodpowiedniejsze w szpitalu wrarjatów?.
Nic nie odrzekł. Otoczył ramionami kolana i siedział spokojnie. Uśmiech rozlewał się coraz to szerzej po jego obliczu i z każdą chwilą nabierał więcej jakiejś zwycięskiej pewności siebie.
Inżynier wzruszył ramionami, zostawił go i poszedł. Ale na pół drogi przystanął, uczuł litość i zawrócił. Przybrał życzliwy wyraz, a zwykłe rozgoryczenie, malujące się na poważnej, surowej twarzy jego, znikło gdzieś. Podał siedzącemu rękę i powiedział:
— Chcę wam dłoń uścisnąć. Dotychczas sądziłem, że w całym Borgu ja jeden jestem najciężej chory na tęsknotę. Teraz widzę, że znalazłem człowieka, który mnie w tem o wiele... wiele przewyższa.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/138
Ta strona została przepisana.