— Acha... widzę, że chcesz mej córce być ojcem chrzestnym! — powiedział znowu Jan.
Słońce nie dało bezpośredniej odpowiedzi, tylko jeszcze jaśniej zabłysło, potem zaś przysłoniło się znowu welonem chmur i znikło.
Znowu rozległo się wołanie Katarzyny:
— Czy był kto? Słyszałam, że mówiłeś do kogoś. Nie mogę czekać dłużej, wracaj do domu.
— Teraz już mogę wrócić! — zgodził się i zaraz wszedł do izby — Zdybałem pewną znakomitą damę. Ale spieszno jej było bardzo, zaledwo ją mogłem pozdrowić i zaraz się oddaliła.
— Szkoda! Czekaliśmy tak długo! — narzekała Katarzyna — Czy jednak spytałeś jej o imię, może ci zbrakło czasu?
— Spytałem. Miała na imię Klara, Fina, Gulleborga.[1] Tylem się dowiedział.
— Klara, Fina, Gulleborga! — zawołała Katarzyna — To przecież zbyt pańskie imiona dla naszej córki! — Ale nie sprzeciwiała się.
Jan przeraził się tego, co mu się przydarzyło i zdziwił się swej śmiałości, iż sięgnął tak wysoko, by słońce brać za ojca chrzesnego dla swej córki. Ale trudno, ile razy brał na ręce swe dziecko, coś się z nim działo i stawał się zgoła innym człowiekiem.
- ↑ Jasna — piękna — słoneczna.