Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/182

Ta strona została przepisana.

schylił się i wsadził głowę pod blat, chcąc nagłem szarpnięciem bark wywrócić stół razem z Larsem.
Lars miał bystre oko. W mig chwycił berło Portugalji i grzmotnął Jana przez krzyż z taką mocą, że jęknął i musiał się cofnąć.
— Nic z tego! Nie oddam ci skradzionych rzeczy! Zdaje mi się, że dość już zmarnowałeś czasu na królowaniu. Bierzno się, stary ośle, do kopania. Dziady jak ty nie mają czego szukać po licytacjach!
Jan nie miał wielkiej ochoty usłuchać i czaił się do nowego ataku, ale Lars machnął raz jeszcze laską i to wystarczyło, by cesarz Portugalji podał tył i rzucił się do ucieczki.
Nikt nie poszedł za nim, nikt mu nie dał jednego dobrego słowa, nikt nie krzyknął by został. Większość nie mogła się nawet powstrzymać od śmiechu na widok biednego szaleńca, który postradał całą swą urojoną wielkość.
Lars nie był zadowolony z takiego wyniku, raziło go zaburzenie licytacji, która była dla niego czemś w rodzaju nabożeństwa.
— Uważam — powiedział — że lepiej poważnie postępować z Janem, niż się zeń natrząsać. Wielu przytakuje jego szaleństwom, zwie go cesarzem, a takie postępowanie nie jest uczciwe. Lepiej starać się wykazać mu, że jest wyrobnikiem i wszyscy powinni to czynić, choćby rzecz nie była łatwa, ni przyjemna. Jestem od dłuższego już czasu jego chlebodawcą i postaram się, jak to jest obowiązkiem moim, nakłonić go znów do roboty. Tak zrobić trzeba, inaczej bowiem stanie się niedługo ciężarem gminie.
Po tem zajściu przeprowadził Lars świetną wyrost licytację, z ożywionem podbijaniem cen i wybornym