Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/186

Ta strona została przepisana.

Zaczął właśnie objaśniać owe wielkie obietnice nagród, jakich Bóg udzieli tym, którzy czczą ojca i matkę swoją, gdy nagle wstał z ławki Jan ze Skrołyki i powiedział:
— Pod drzwiami stoi ktoś i nie śmie wejść do środka!
— Börje! — powiedział proboszcz — Siedzicie najbliżej drzwi, wyjrzyjcie też!
Börje wstał, otwarł drzwi i wyjrzał za próg.
— Niema nikogo! — powiedział — Janowi się przesłyszało.
Nauka potoczyła się dalej. Proboszcz objaśniał wiernym, że przykazanie to nie ma cech rozkazu, ale jest raczej rodzajem dobrej rady, której powolnym być winien ten, kto pragnie, by mu się powodziło w życiu. Proboszcz przyznał, że jest jeszcze młodym człwoiekiem, ale zarazem oświadczył, że z doświadczenia zna dużo przykładów na to, iż ten kto nie słucha swych rodziców i pogardza nimi, kładzie kamień węgielny pod gmach niepowodzeń, zawodów i nieszczęść własnych.
Proboszcz mówił, a Jan obracał raz po raz ku drzwiom głowę. Potem dał znak Katarzynie, siedzącej w ostatnim rzędzie krzeseł i mającej lepszy przystęp do drzwi, by wyjrzała. Posiedziała jeszcze chwilę, ale rozważywszy, że Janowi nie trzeba się w tym czasie sprzeciwiać, wstała nakoniec. Nie ujrzawszy znowu nikogo, potrząsnęła ku mężowi przecząco głową i wróciła na miejsce.
Proboszcz nie zwracał uwagi na krętaninę Katarzyny, ale ku wielkiej radości tych, którzy mieli być pytani, pełną parą wjechał w poruszony temat i zapomniawszy o właściwem katechizowaniu, rozwijał