Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/191

Ta strona została przepisana.

uczynić formalnego zarzutu, gdyż nie wiedział niczego na pewno. Obejrzał się za starą Erykową, ale wymknęła się z izby. Potem objął spojrzeniem zebranych. Oni wiedzieli niewątpliwie, czy Lars jest zbrodniarzem, czy nie, każdy z nich wiedział, gdy jednak spojrzenie księdza zaczęło padać na parafjan, zamykała się pod tem dotknięciem jedna twarz po drugiej, przygasała, okrywała się drętwią obojętności, a oczy spoglądały tępo. Bali się.
Tymczasem zbliżyła się Katarzyna i ujęła Jana pod ramię. Wyszli niezatrzymani przez proboszcza, który nie chciał dzisiaj rozmawiać z chorym.
— Na dzisiaj będzie chyba dość! — pewiedział proboszcz — Zakończmy tedy modlitwą.
Odmówił krótką modlitwę, odśpiewano hymn i i wszyscy się rozeszli.
Proboszcz był ostatnim.
Lars, wiodąc go do bramy, sam skierował rozmowę na to, co dopiero zaszło.
— Słyszał ksiądz proboszcz, że mam się wystrzegać pierwszej niedzieli po świętym Janie? To jest dowód, że Jan mści się za córkę. Właśnie roku zeszłego w pierwszą niedzielę po świętym Janie udałem się do niego w sprawie zapłaty za grunt!
Proboszcza wszystkie te wyjaśnienia wprawiały w coraz to większy niepokój. Szybkim ruchem położył dłoń na ramieniu Larsa Gunnarsona i próbował spojrzeć mu w oczy.
— Larsie Gunnarsonie! — powiedział serdecznie, ciepło — Nie jestem sędzią. Jeśli macie coś na swem sumieniu, możecie przyjść do mnie. Zapamiętajcie to dobrze! Będę czekał codziennie... Larsie Gunnarsonie, baczcież, by nie było zapóźno!