Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/192

Ta strona została przepisana.
STARY TROLL.

Druga już nastała zima od kiedy dziewczyna ze Skrołyki puściła się w świat szeroki, a z końcem stycznia przyszły takie mrozy, że niech ręka boska! Mróz ścisnął siarczysty. Askadalarnczycy musieli wznosić wokół ścian domów swoich wysokie śnieżne wały, by jakotako ogrzać izby, zaś krowy po stajniach otulano na noc słomą, by nie zamarzły do rana na śmierć.
Okropne były mroziska. Zamarzał chleb, zamarzał ser, a masło dawno przemieniło się w kloc lodowy. Nawet ogień utracił, zda się, moc swoją czasu tej klęski, i nie grzał jak dawniejszym czasem. Choć się roznieciło ogromne płomienisko na kominie, to w izbach nie było cieplej, a gorąco nie przedostawało się poza okap kuchni, nie chciało się dalej posunąć i basta.
Pewnego, najmroźniejszego dnia nie poszedł Jan ze Skrołyki do roboty, ale został w domu i pomagał Katarzynie w podsycaniu ognia. Ani on, ani Katarzyna nie mieli śmiałości wychylić się za próg, ale im dłużej siedzieli w izbie, tem im zimniej było. Około piątej po południu zaczęło się zmierzchać i Katarzyna powiedziała, że najlepiejby było położyć się do łóżka. Niema sensu siedzieć dalej koło ognia i marznąć.
Szyby pokryte były grubą warstwą zlodowaciałego śniegu w przeróżne desenie, ale w jednym rogu, tuż przy ramie znalazło się małe, przezroczyste miejsce i Jan co chwila wyglądał na świat przez ten otwór.