Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/194

Ta strona została przepisana.

— Niepodobieństwo, by już przeszedł, — powiedział — musiałbym go chyba zobaczyć!
— Czyż zależy co na tem, czy taki włóczęga przeszedł, czy nie? — burknęła ostro; zniecierpliwiło ją bowiem ciągłe gadanie o tym drabie Prästbergu.
Jan westchnął ciężko. Katarzyna, mówiąc tak, miała więcej słuszności, niż sama sobie sprawę zdawała. Janowi nie zależało wcale na tem, czy Agrypa przeszedł już, czy nie. Mówiąc, że nań czeka, chciał jeno zyskać pozór, by stać przy oknie i wyglądać na świat.
Od onego dnia, kiedy Lars z Falli odjął mu wszystką potęgę i cesarski majestat nie było żadnej wieści od wielkiej cesarzowej, od dziewczyny ze Skrołyki, nie było wcale znaku, ni poselstwa do niego. Wiedział, że wszystko co zaszło, stało się z jej woli, lub za jej zgodą i poznał, że musiał coś uczynić, co ją zraziło czy pogniewało. Łamał sobie głowę, coby to być mogło, ale nie mógł zmiarkować. Rozmyślał ciągle nad tem jednem przez długie wieczory zimowe, ciemne poranki, młócąc w stodole zboże, lub wożąc na małym dniu drzewo z lasu na folwark.
Nie mógł uwierzyć, by mogła się czuć obrażoną za jego zachowanie się w sprawach związanych z cesarstwem. Przez całe trzy miesiące wszystko szło wyśmienicie. Była to pora szczęścia, o jakiem nigdy marzyć nawet nie mógł. Przeżył poprostu cuda, nie zdarzające się w życiu biednego wyrobnika. Klara Gulla nic chyba mieć przeciw temu nie mogła!
Musiał tedy uczynić coś, czy powiedzieć, z czego nie była zadowolona i dlatego spadła nań kara.
Skądże jednak wzięła się u niej owa srogość i czemu mu nie przebaczyła do tej pory? Pragnął tego jeno, by mu objawiła, czem ją mógł rozgniewać. Uczyniłby