Syn nie mógł oczywiście przebaczyć ojcu marnotrawstwa, mimo to jednak panował nad sobą i strzegł pilnie, by nie doszło do zerwania stosunków. Kiedy Ola Bengsta zbankrutował, wszyscy pewni byli, a i on sam także, że teraz syn pospieszy z pomocą ojcu. Ale na cóżby się to zdało? Wszystko dostałoby się jeno w szpony wierzycieli. Syn przeto zatrzymał w swych rękach to co dostał, chcąc by ojciec miał u niego przytułek gdy wszystko straci.
Nie był on zgoła winien temu, że ojciec sprowadził się do wdowy po starszym synu i utrzymywał się wraz z nią z wiązania sieci.
Nie jeden, ale setki razy prosił ojca, by u niego zamieszkał, a stary uczynił mu ponowną krzywdę odmawiając, albowiem wszyscy, znający nędzę Oli Bengsty za złe mieli synowi, że do tego dopuszcza.
Stosunki zostały mimo wszystko utrzymane, nie przyszło do zerwania, syn udawał się raz do roku wraz z żoną i dziećmi w trudną, przykrą drogę do Askadalarny i spędzał tam cały dzień w celu okazania ojcu swego przywiązania.
Ludzie nie wiedzieli wcale jak przygnębiony był sam i żona jego, ile razy znalazł się w małej chałupinie z walącą się szopą obok i musiał patrzyć na zgraję okrytych łachmanami dzieci swej bratowej. Gdyby to czuli, oceniliby miłość jego dla ojca, skłaniającą go do takiego poświęcenia.
Najokropniejszą rzeczą było, zarówno dla syna, jak i i żony jego, że zawsze na ich cześć odbywała się wielka uczta. Za każdą bytnością prosili ojca gorąco, by zaniechał tego spraszenia sąsiadów gdy zjawią się w roku następnym, ale stary był nieprzejednany. Nie chciał się wyrzec przyjęcia chociaż nie stać go na to było.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/201
Ta strona została przepisana.