Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Rozchorował się poprostu z tęsknoty za córką, która wyruszyła przed dwoma laty w świat i dotąd nie ozwała się ni jednem słowem!
— Czy to ta dziewczyna, która zeszła na złą drogę? — spytał.
— Wiesz i o tem? — rzekł stary — Jana nie to gryzie właściwie gdyż nie wierzy, rozchorował się, nie mogąc znieść jej obojętności i braku serca dla siebie.
Gadatliwość ojca była stanowczo za wielka. Mówił więcej, niż należało.
— Stanę na tym ostatnim kamieniu! — powiedział syn — Widzę tam dużo ryb w pobliżu.
Zmieniając miejsce, oddalił się tak, że rozmowa była niemożliwą, a przez całe poobiedzie nie było już sposobności, by ją nawiązać z powrotem. Syn czuł jednak skierowane na siebie ciągle spojrzenie przygasłych oczu ojca.
Był tym razem bardzo zadowolony z przybycia gości. Stół zastawiono pod gołem niebem, przed domem, a ojciec zasiadając do jedzenia, odrzucił wszelkie troski i smutki. Odżył stary Ola, siedząc w roli pana domu pośród gości swych, i można było sobie wyobrazić jakim był niegdyś, w młodszych, szczęśliwszych latach.
Z Falli nie przybył nikt, ale Lars Gunnarson był w myśli wszystkim i nie można się było temu dziwić, albowiem nadszedł dzień, przed którym został w tak tajemniczy sposób ostrzeżonym. Sym Oli Bengsta musiał jeszcze wysłuchać kilka razy szczegółowych sprawozdań o przebiegu katechizacji we Falli i dziwnym zbiegu, że proboszcz właśnie tego dnia nauczał o obowiązkach dzieci względem rodziców. Słuchał, lecz nie sprawiało mu to przyjemności żadnej. Nie rzekł ni