Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/226

Ta strona została przepisana.

Katarzyna zdążyła otworzyć na ściężaj drzwi wchwili, gdy powóz zatrzymał się naprzeciw domku. Powinna była wybiec i otworzyć furtkę, nie uczyniła jednak tego. Ciężar jakiś niezmierny legł jej w tej chwili na sercu, zapierając oddech i tamując ruchy.
Przybyła, otwierająca właśnie była damą elegancko ubraną, ale Katarzyna wiedziała, że jest nią Klara Gulla, jej córka. Miała na głowie kapelusz, przystrojony w pióra i kwiaty i suknię z wspaniałej materji. Lecz pomimo wszystko była to dziewczyna ze Skrołyki.
Klara Gulla wbiegła na podwórze, uprzedzając powóz, i przystąpiła do matki z wyciągniętemi rękami. Ale Katarzyna nie ruszyła się z miejsca, stała sztywna, zdrętwiała, z zamkniętemi oczyma. W sercu jej wezbrało w tejże samej chwili wielkie rozgoryczenie. Wydało jej się, że nie przebaczy córce nigdy, iż żyje, zdrowa jest i wesoła, dopuściwszy do tego, by przez lat piętnaście rodzice musieli na nią czekać daremnie. Uczuła nawet żal, że wraca, że się pokazuje, wolałaby bowiem nie oglądać jej nigdy.
Klara Gulla musiała dostrzec, że matka chwieje się na nogach i lada chwila upadnie, bo objęła ją szybko ramionami i wniosła niemal do izby.
— Droga matko! Czemużeś się tak przeraziła? — pytała — Czyż mnie nie poznajesz?
Katarzyna otwarła oczy i zaczęła się uważnie przyglądać córce. Była osobą rozsądną i wiedziała, że dziewczyna, która była przez lat piętnaście nieobecną, nie może tak wyglądać, jak przedtem. Mimo to przeraziło ją to, co ujrzała.
Osoba, którą miała przed sobą, wyglądała dużo starzej, niż wyglądać była powinna. Zaczęła dopiero trzydziestkę. Ale powodem tego nie była