Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/228

Ta strona została przepisana.

się do tego zabrać, a im dalej szło, tem było trudniej. W końcu powiedziałam sobie, że zaczekam, aż będę mogła ciebie i ojca zabrać do siebie. Doszło do tego nareszcie, toteż sądziłam, że lepiej zrobię, gdy zamiast pisać przyjadę sama!
— Nie doszły cię żadne wieści o nas? — spytała matka.
Wszystkie te wyjaśnienia powinny ją były ucieszyć, a jednak ciągle była przygnębiona.
— Nie! — odparła Klara Gulla, ale dodała zaraz na swe usprawiedliwienie — Pewna byłam, że ludzie wam jakoś dopomogą w potrzebie!
W tej chwili zauważyła, że ręce Katarzyny drżą, mimo, iż założyła je na piersiach. Zrozumiała, że owa „potrzeba“ musiała być nierównie większą niż przypuszczała, to też tłumaczyła się dalej.
— Nie chciałam, jak czynią inni przysyłać drobnych kwot! Wolałam oszczędzać, aż do czasu, kiedy będę w możności zabrać was do siebie.
— Nie potrzebowaliśmy pieniędzy — rzekła Katarzyna surowo — Starczyłoby nam listu!
Klara Gulla spróbowała dawnego sposobu rozpogodzenia matki.
— Nie psujcie mi, droga mateczko, tej radosnej chwili! — powiedziała z prośbą w głosie — Wróciłam i basta! Chodźmy po kufry moje i rozpakujmy! Pełno tam doskonałych rzeczy do jedzenia. Przyrządźmy ucztę, zanim nadejdzie ojciec.
Wyszła, by z pomocą woźnicy zdjąć z powozu kufry, ale Katarzyna nie udała się za nią.
Klara Gulla nie spytała ani razu o ojca. Pewną była, że pracuje dotąd jak pierwej jako wyrobnik na folwarku we Falli.