Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/230

Ta strona została przepisana.

— Tak! — odrzekła Katarzyna. Zaczęła płakać nagle i zakryła twarz fartuchem.
— Czy to z mego powodu się stało?
— Bóg miłosierny uczynił to dla dobra jego! — szlochała Katarzyna — Wiedział, że nie mógłby znieść tego ciosu.
Nie mogła ciągnąć dalej objaśnień, bo na progu ukazał się Jan, a za nim zgraja dzieci, chcących się przekonać, jak wypadnie w rzeczywistości owo powitanie, o którem tyle się już nasłuchały.
Cesarz Portugalji nie zbliżył się do córki. Zatrzymał się u drzwi i wygłosił uroczystą formułę.
— Witaj nam, witaj, ty jasna, ty piękna, ty można Gulleborgo, witaj nam!
Wypowiedział te słowa z taką samą pompatyczną godnością, z jaką wielcy tego świata zachowują zawsze w wielkich momentach, ale łzy radości napełniły oczy jego i wielkim jeno wysiłkiem opanowywał drżenie głosu.
Po ukończeniu onego przygotowanego z góry powitania uderzył cesarz trzykrotnie w ziemię srebrzystą laską swoją, by nakazać uroczystą ciszę i skupienie, a potem zaczął śpiewać cienkim, drżącym głosikiem.
Klara Gulla stanęła przy matce. Zdawało, się że pragnie schować czy zapaść się gdzieś i milczała. Kiedy Jan zaczął śpiewać wydała przeraźny krzyk strachu i chciała by zamilkł.
Katarzyna schwyciła silnie jej ramię.
— Nie przeszkadzaj! — rozkazała — Od chwili, gdyś znikła cieszył się, że cię powita tą pieśnią.
Klara Gulla zamilkła a Jan śpiewał: