Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Chodź mamo! — powiedziała. — Przejdziemy na drugą stronę.
Było już jednak zapóźno. Katarzyna dostrzegła biegnącego stokiem wzgórza człowieka i poznała go zaraz.
— To Jan! Ach cóż teraz biedaczysko pocznie? Gotów skoczyć do wody!
Jan przybiegł do przystani i stanął na samym krańcu pomostu. Spoglądał rozpaczliwym, budzącym litość wzrokiem. Widział Klarę Gullę na pokładzie oddalającego się parowca i zaprawdę, trudno wyrazić ból i rozpacz malujące się na jego twarzy.
Sam widok Jana dodał Katarzynie siły do wypowiedzenia posłuszeństwa córce.
— Jedź sama, jeśli chcesz! — zawołała — Ja wysiadam w pierwszej przystani i wracam pieszo do domu.
— Czyń co chcesz, matko! — odparła Klara Gulla z urazą — Przekonała się, że nie zdoła postawić na swojem, a może odczuła też, że była zbyt okrutną dla ojca.
Nie było im jednak dane naprawić tego czynu. Jan nie chciał poraz drugi tracić radości życia swego. Odbił się nogami od deski i skoczył we wodę.
Może chciał dopłynąć do parowca, a może uczuł, że życie jest mu ciężarem zbyt wielkim,...któż to zbadać zdoła?
W przystani powstało zamieszanie, rozległy się krzyki, parowiec zatrzymał się i spuszczono łódź ratunkową. Ale Jan poszedł na dno jak kamień i ani razu nie wypłynął na powierzchnię wody.
Pływały po wierzchu czapka jego i laska, ale sam cesarz przepadł bez śladu tak, że gdyby nie owe insygnja, trudnoby było przypuszczać, iż tutaj właśnie utonął.