Porzuciła przystań nie przez obojętność, ale dlatego, że nie mogła wytrzymać ciągłej obecności córki i jej nieustannego rozmawiania o ojcu. Klara Gulla nie udawała wcale i Katarzyna wiedziała dobrze o co jej idzie. Nie czyniła wcale poszukiwań przez miłość dziecięcą, czy skutkiem wyrzutów sumienia. Wysilała się z takim uporem, by znaleźć ciało i pogrześć je, gdyż doznawała przeraźnego strachu, który skończyć się mógł jeno w chwili, gdy ojciec, którego o śmierć przyprawiła, spocznie w poświęconej ziemi. Póki leżał na dnie jeziora, był dla niej groźnym, gdy legnie na cmentarzu, wszystko się skończy. Strach ją ogarniał coraz to większy i przed nim samym i przed karą, jaka na nią spaść mogła.
Klara Gulla stała na pomoście borskiej przystani i spoglądała w wodę, ciągle w tem miejscu wzburzoną i szarą. Spojrzenie jej nie mogło przebić powierzchni i sięgnąć w głąb, mimo to wydawało jej się, że dostrzega dno leżące pod nią.
Siedział tam cesarz Portugalji na wielkim głazie obejmując rękami kolana. Oczy jego wpatrzone były w szaro-zieloną przestrzeń, siedział nieporuszony i czekał na nią, pewny, że przybędzie.
Zdjął z siebie cały strój cesarski. Berło i korona pozostały na powierzchni wody i nie zatonęły, zaś papierowe gwiazdy i krzyże rozpłynęły się w wodzie. Siedział tu w swym wytartym, starym kaftanie z pustemi rękami. Ale teraz nie było na nim nic sztucznego, przestał być śmieszny, a stał się wielki i straszny.
Nie bez powodu mianował się władcą. Miał ogromną moc w sobie czasu życia, mógł obalić wroga, którego nienawidził, a mógł też pomagać przyjaciołom swoim.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/241
Ta strona została przepisana.