Dwie tylko istoty ludzkie uczyniły mu krzywdę wielką. Na jednej z nich pomścił się już. Drugą z krzywdzicieli była własna córka jego, która przyprawiła go naprzód o szaleństwo, a potem o śmierć. Na nią czekał tam, w głębi wód.
Miłość dla niej skończyła się. Nie czekał teraz, by ją wielbić i czcić. Chciał ją ściągnąć w ponury kraj śmierci za karę win popełnionych.
Klara Gulla uczuwała pewną pokusę. Chciała zdjąć ciężkie wieko, samą zaś trumnę spuścić niby czołno na fale. Wsiadłaby w ową łódź, odbiła od lądu i wyciągnęła się ostrożnie na podściółce z wiórów.
Nie wiedziała czy zaraz pójdzie w takim razie na dno, czy przez czas jakiś pływać będzie po wodzie, aż przyjdzie fala, przewróci statek, napełni po brzegi i zmiecie w bezdeń!
Przychodziło jej na myśl, że mogłaby wcale nie zatonąć, ale naprzód wypłynąć daleko na jezioro, a potem zostać wyrzuconą na jeden z licznych, zarosłych olszyną przylądków i dostać się na ląd.
Pokusa uczynienia tej próby wielką była w Klarze Gulli. Postanowiła, że przez cały czas będzie leżała cichuteńko, nie uczyni najlżejszego poruszenia, nie użyje rąk, ni nóg, by popędzić trumnę dalej, ale odda się bezwzględnie w moc sędziego. Niechże ją ściągnie ku sobie w głąb, albo pozostawi przy życiu wedle woli swojej i wyroku.
Gdyby się tak poddała jego osądzeniu, może wówczas zbudziłaby się na nowo owa wielka miłość i wyjednała jej przebaczenie. Może ulitowałby się i łaskę jej swoją okazał.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/242
Ta strona została przepisana.