Gdy córka Jana miała około trzech lat, zapadła na chorobę, słusznie zwaną szkarlatyną, gdyż ciałko jej stało się szkarłatne i parzyło, gdy się go było dotknąć, jak ogień. Mała nie chciała jeść, a nie mogła też spać. Leżała nieprzytomna w swem łóżeczku i mówiła od rzeczy. Jan nie mógł się zdobyć na to, by odejść z domu i przez cały czas choroby córki po całych dniach i nocach przesiadywał przy niej. Wydawało się, że w tym roku żyto Eryka z Falli nie zostanie wymłócone.
Nad chorą czuwała Katarzyna. Póki dziewczynka była zdrowa, zajmował się nią przeważnie ojciec, ale gdy się rozchorowała, nie śmiał się do niej zbliżyć. Bał się, że może jej zaszkodzić lub nie dosyć delikatnie dotknąć się jej.
Ale nie wydalał się z domu, tylko siedział w kącie przy piecu, z oczyma wlepionemi w małą i patrzył jak Katarzyna pielęgnowała Klarcię, jak ją okrywała, ile razy zrzuciła kołderkę, i poiła rozcieńczonym sokiem borówkowym, który dostała od gospodyni z Falli.
Dziecko leżało we własnem łóżeczku, ale na samym tylko sienniku, wypchanym słomą, bez prześcieradła. Grube, zgrzebne płótno i twarda wyściółka dotkliwie dawać się musiały we znaki biednemu, napuchłemu i pokrytemu krostami, a przez to bardzo wrażliwemu ciałku dziecka.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/36
Ta strona została przepisana.
SZKARLATYNA.