Ile razy Jan widział, jak mała rzuca się w gorączce po pościeli, przychodziła mu na myśl najpiękniejsza rzecz, jaką posiadał na świecie, to jest koszula do stroju niedzielnego.
Miał jedną tylko, ale uszyta była z cienkiego, połyskującego, śnieżnego płótna i miała sztywny, krochmalny gors. Zrobiona była tak pięknie, że mógł ją nosić sam nawet właściciel duwneńskiej huty, a Jan obchodził się z nią, jak ze świętością. Reszta koszul jego była zgrzebna, podobnie, jak siennik, na którym leżała biedna Klarcia.
Wiedział, że daremnie myśli o owej koszuli, bo gdzieżby też Katarzyna zezwoliła na jej podarcie! Wszakże sama mu ją uszyła do ślubu!
Katarzyna uczyniła dla chorego dziecka wszystko, co było w jej mocy. Wypożyczyła od Eryka z Falli bryczkę, otuliła Klarcię we wszystkie posiadane chustki i zawiozła do miasta, do lekarza. Dzielną była kobietą Katarzyna, ale owa bytność w mieście nie dała żadnego skutku. Podobnie też nie pomogła na włos wielka flaszka lekarstwa, przywieziona z apteki, ani najściślejsze stosowanie zaleceń lekarza.
Jan siedział, dręczony myślami. Rodzice, którym Bóg dał tak niezwykłe dziecko, jak Klara Gulla, winni są poświęcić dlań wszystko, co najlepszego posiadają. Inaczej nie będą godni, by dziecko to żyło z nimi długo. Tak jest niewątpliwie, ale któż posiada tyle wymowy, by Katarzynę przekonać, że tak jest w istocie?
Dziecko gorączkowało ciągle, a w czasie onym zjawiła się u Jana Karin, Finka z pochodzenia. Jak wszystkie Finki umiała Karin zamawiać rozmaite choroby u bydła, a ponadto posiadała władzę leczenia drobniejszych niedomagali u ludzi, mianowicie jęcz-
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/37
Ta strona została przepisana.