Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/48

Ta strona została przepisana.

nie szkodziło, gdyby Klara Gulla spojrzała bodaj przelotnie w stronę ojca. Ale ani razu nie zwróciła ku niemu głowy.
Pocieszał się potroszę tem, że czyniły to samo wszystkie inne dzieci. Siedziały spokojnie, z oczyma utkwionemi w nauczyciela i udawały, że rozumki wszystko co mówi... ba... nawet kiedy zażartował sobie, trącały się łokciami i śmiały zcicha.
Rodzice nie mogli się wydziwić, że malcy są tak grzeczne i tak przyzwoicie zachowują się podczas długiego egzaminu. Dziwny to był zaiste człowiek ten kościelny Svartling i dokazać umiał wszystkiego, czego tylko chciał.
Jan zaczął doznawać niepokoju i strachu. Nie wiedział już dobrze, czy ta siedząca w pierwszej ławce na prawo dziewczynka jest jego dzieckiem, czy patrzy na córkę jakiegoś innego człowieka. Trapiło go to tak bardzo, że wstał z krzesła i przesiadł się bliżej drzwi pomiędzy wyrobników i sieciarzy.
Nakoniec skończył się egzamin starszych, a nauczyciel wziął się do malców, które zaledwo posiadły sztukę czytania. Nie miały wielkiego zapasu wiadomości, musiały jednak również odpowiedzieć na kilka pytań. Zaczęto się od stworzenia świata.
Przedewszystkiem spytano je, kto świat stworzył i okazało się, że wiedzą to doskonale. Ale zdarzyło się nieszczęściem, że nauczyciel spytał, czy któreś nie zna jeszcze innego miana, jakiem oznaczamy Boga.
Wszyscy malcy zamilkli odrazu. Twarzyczki ich poczerwieniały, czoła pokryły się fałdami, widać było wysiłek myśli tych małych główek, ale żadne nie mogło znaleźć odpowiedzi na tak niemądre pytanie.