tyle jabłek, że starczyło po dwa dla każdego dziecka. Chodziły nawet pogłoski, że rodzice i opiekunowie, przybyli na popis zostaną ugoszczeni gorącą kawą.
Główną rzeczą pozostał jednak ów turniej egzaminowy. Po jednej stronie sali siedziały dzieci Tyberga, po drugiej dzieci kościelnego. Szło o to, by dzieci walczyły o sławę swych nauczycieli, bo Tyberg miał pytać dzieci Svartlinga, a Svartling dzieci Tyberga. Jeśliby jedna ze szkół nie mogła odpowiedzieć na jakieś pytanie, lub rozwiązać zadania, miała to uczynić szkoła druga. Potem miano zliczyć wszystkie dobre i złe wyniki i wydać wyrok, która ze szkół jest lepsza.
Kościelnemu przypadło zacząć pytać i wszyscy dobrze słyszeli, z jaką sobie poczynał ostrożnością. Ale gdy się przekonał, że ma do czynienia z dziećmi, umiejącemi dużo, naciskał je coraz to silniej. Dzieci Tyberga dawały odpowiedzi wprost świetne, żadne nie zawahało się na chwilę i z mnóstwa pytań żadne nie spaliło na panewce.
Teraz przyszła kolej na starego Tyberga pytać dzieci kościelnego.
Ochłódł on już całkiem z gniewu, był nawet bardzo uradowany świetnym wynikiem egzaminu swych dzieci, to też przyszedł mu do głowy figiel. Zrazu postawił dzieciom kościelnego kilka zwyczajnych pytań, ale nie mogąc długo utrzymać powagi, wpadł w nastrój, w jakim był zawsze w swojej szkole.
— Wiem dobrze, — powiedział — że liczyłyście się, moje dzieci, dużo więcej, niż ci uczniowie, którzy mieszkają na samym krańcu parafji, w zapadłym kącie. Znacie nauki przyrodnicze i różne inne rzeczy. Chciałbym się jednak przekonać, czy które z was może po-
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/54
Ta strona została przepisana.