Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/59

Ta strona została przepisana.

porządne haczyki z przynętą, wedle wszelkich zasad rozstawione na długim sznurze.
Chcąc rzecz raz ostatecznie wyjaśnić, wstała pewnego ranka jeszcze wcześniej niż ojciec i matka i pobiegła nad wodę co prędzej. Zbliżywszy się do miejsca, gdzie były jej przyrządy, zwolniła kroku i zaczęła stąpać ostrożnie, wolno, kryjąc się za krzaki i bacząc pilnie, by nie potrącić kamienia, lub nie zaszeleścić gałązką.
Nagle zadrżała i całe jej ciało zdrętwiało. Przyszedłszy nad samą wodę, podniosła głowę, spojrzała i przekonała się, że miała rację. Złodziej, kradnący jej ryby, stał w tem samem właśnie miejscu, gdzie zeszłego wieczoru zarzuciła sznur z haczykami i zdejmował z nich pstrągi.
Ale nie był to jak się spodziewała żaden z małych chłopców, tylko dorosły człowiek. Pochylił się właśnie nad wodą i wyciągnął sporą rybę, a Klara Gulla widziała połysk łuski, gdy ją zdejmował z haczyka.
Miała niespełna ośm lat, ale nie bała się nikogo, to też podbiegła żwawo i schwytała złodzieja na gorącym uczynku.
— Aa... — zawołała, — więc to wy Ola kradniecie mi ryby? Dobrze się stało, żem przyszła, bo trzeba temu koniec położyć!
Mężczyzna podniósł głowę i Klara Gulla mogła spojrzeć mu w oczy. Poznała go odrazu po ruchach, był to stary sieciarz, mieszkający w jednym z szałasów leśnych.
— Prawdę mówisz! — rzekł całkiem spokojnie, bez gniewu, co nie zdarza się nigdy ludziom, popełniającym coś złego, gdy się ich przewinienie wykryje.