Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/61

Ta strona została przepisana.

czemi. Nikogo tu widocznie nie było, bo na każdym haczyku wisiała ryba. Pozdejmowała wszystkie i włożyła je do koszyka, potem poszła, ale nie do domu, jeno prosto do chaty starego Oli.
W chwili gdy przybyła, sieciarz rąbał drwa przed szałasem. Przystanęła u płota i patrzyła na pracującego. Był tak ubogo ubrany i tak obdarty, że ojca nie widywała nigdy w podobnej odzieży.
Klara zapamiętała, że opowiadano jakoby miejscowy bogacz zaproponował Oli, by u niego zamieszkał do śmierci. Ale nie przyjął zaprosin, natomiast zaś udał się do swej synowej, przebywającej w Askaladarnie, i pomagał jej, jak mógł. Miała ona dużo dzieci, a mąż ją opuścił dawno, wyjechał dokądś i znaku życia nie dawał.
— Dziś złapało się dużo ryb! — powiedziała dziewczynka z poza płotu — Ani jeden haczyk nie pozostał pusty.
— Aa... — odrzekł sieciarz — musi cię to pewnie cieszyć.
— Będę wam, Olo, przynosiła wszystkie złapane ryby! — odezwała się znów — Tylko nie psujcie mi zabawy!
Przekroczyła przełaz w płocie, zbliżyła się, wysypała na ziemię tuż przy nim ryby i pewna była, że Ola uraduje się bardzo i zacznie ją chwalić, jak to czynił ojciec, unoszący się nad wszystkiem, co zrobiła i powiedziała.
Ale stary sieciarz pozostał obojętnym, jakim był zawsze, spojrzał na ryby i rzekł:
— Zabierz co twoje. Nawykliśmy tak do głodowania, że śmiało obejść się możemy bez tych kilku małych rybek.