Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/72

Ta strona została przepisana.

Nie sposób było szukać po wielkim, ciemnym sadzie za dzieckiem. Najmądrzejsza rzecz, pomyślał, to stać spokojnie i czekać na jej powrót.
I niedługo nawet przyszło mu czekać. Zaledwie druga zwrotka zbliżała się ku końcowi, Jan zobaczył karbowego Söderlinda, jak szedł, niosąc na rękach Klarę Gullę.
Porucznik Liljecrona stał w otoczeniu kilku panów na pierwszym stopniu schodów, wiodących do ogrodu i przysłuchiwał się śpiewaniu. Karbowy zatrzymał się przed nim i postawił winowajczynię na ziemi.
Klara Gulla nie płakała, ani nie uczyniła wysiłku, by uciekać. Napełniła fartuszek półdojrzałemi jabłkami i skupiła teraz tylko na to uwagę, by ich nie pogubić.
— Przyłapałem tę dziewczynę na drzewie! — powiedział Söderlind — Pan porucznik kazał stawić przed siebie złodziei, by się sam z nimi rozmówić.
Porucznik patrzył na dziecko, a potem kąciki ócz zaczęły mu drgać, tak, że sam nie wiedział czy się zacznie śmiać, czy się rozpłacze.
Miał zrazu zamiar powiedzieć parę surowych słów na temat kradzieży, ale patrząc jak dziewczynka wysila się na to tylko, by zachować swój łup i nie utracić ani jednego jabłka, uczuł dla Klary Gulli wielką litość. Biedził się tylko, w jaki postąpić sposób, aby móc jej podarować te owoce, a puścić winy płazem nie wypadało, bo tegoż jeszcze wieczoru chmary urwipołciów wiejskich rozkradłyby mu cały sad.
— Tak? To ty kradłaś jabłka? — zaczął — Chodzisz do szkoły i nie znasz historji o Adamie i Ewie? Powinnabyś wiedzieć przecież jak jest niebezpieczną rzeczą rwać zabronione jabłka!