Lars rozkazał parobczakowi skoczyć na folwark i przyprowadzić Börjego.
Znowu zabrało to dużo czasu.
Jan siedział bezczynnie na saniach i dumał. Miał wrażenie, że się w nim otwiera jakaś głęboka, czarna przepaść, pełna groźnych straszydeł i zjaw. Jednocześnie zaś wiedział, że to nie żadna przepaść, ale że wytwarza się w nim pewność, iż przybędą zapóźno.
Parobczak i Börje przybiegli zadyszani i teraz można już było wjechać w las.
Ale posuwali się bardzo powoli. Lars wyprowadził ze stajni i zaprzągł do sani starą, potykającą się kasztankę. Jeśli, jak wspomniał, przewróciło mu się w głowie, to był tu oczywisty dowód, że mówi prawdę.
Po chwili stwierdził ponownie, że w głowie jego zapanował jakiś bezład. Zaledwo znaleźli się w lesie, chciał skręcić w niewłaściwą stronę.
— Nie tędy! Nie tędy! — powiedział Jan — Po tej stronie są lasy storsnipskie, my zaś jechać musimy na przełęcz Lobby.
— Wiem, wiem! — odparł Lars, ale tam dalej jest linja regulacyjna przez las, którą prędzej da się przejechać niż tędy.
— Cóżby to mogła być za linja regulacyjna? — spytał Jan — Nie widziałem dotąd w tej stronie żadnej linji regulacyjnej.
— Ano to ją zobaczysz! — odrzekł Lars.
Chciał jechać dalej w tę samą stronę, ale Börje stanął po stronie Jana i Lars musiał ustąpić. Zanim spór został załagodzony, upłynęło znowu dużo czasu, a Jan czuł, że ciałem jego wstrząsa lodowaty dreszcz. Zdawało mu się, że jego ręce i nogi są jakby obce, obumarłe i bez życia i nie mógł się poruszyć.
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/77
Ta strona została przepisana.