i wijącą się zygzakiem. Dla tego nie mógł jej dojrzyć. Ale mimo bardzo trudnej drogi szła szybko, jakby niesiona na skrzydłach i przez cały czas nie przestawała śpiewać.
Jan chciał jej znowu zajść ukosem, ale przez zbytni rozmach zbił się ze ścieżki, dostał się w gęstwę i został znowu w tyle.
Poza wszystkiem, w miarę jak słuchał śpiewu, kładł mu się coraz to straszniejszy ciężar na piersi, tak że oddychał z trudnością i często musiał przystawać.
Kroczył teraz całkiem powoli, wlókł się ledwo noga za nogą.
Niełatwa to rzecz rozpoznać głos, a w lesie sprawa jest jeszcze o wiele trudniejsza, gdyż wszystko niemal szemrze tam, gwarzy i śpiewa do wtóru.
Zaszedłszy już tak daleko, powiedział sobie, że musi zobaczyć tę dziewczynę, która w wielkiem rozradowaniu płynie niejako na barkach po stromym zboczu góry, gdyż inaczej wątpliwości i pytania trapiłyby go do samego końca życia.
Wiedział też napewne, że się przekonać musi gdy dojdzie do szczytu, był on bowiem zupełnie łysy, pusty i tam nie mogło mu nic zasłonić widoku.
Dawniej szczyt Storsnipy był porosły gęstym lasem, ale przed dwudziestu kilku laty szalał tam straszliwy ogień i od tego czasu świecił sam wierch góry szeroką łysiną, widną zdaleka.
Dotarły tam wrzosy, krzaki borówczane i jałowce, pokrywając zwolna skały, ale dotąd nie stało ani jedno wyższe drzewo, mogące kryć widok.
Od pożaru lasu otworzyła się stamtąd przepiękna panorama. Widać było wszystkie roztoki, położystą dolinę z jeziorem pośrodku i strome góry, stojące wokół
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/91
Ta strona została przepisana.