Statek parowy „Anders Aksel“ odbił dawno od przylądka w Borgu, unosząc na pokładzie Klarę Gullę, a Jan i Katarzyna stali ciągle jeszcze na pomoście i patrzyli za nim, chociaż znikł im z przed oczu i nie było już zeń śladu. Wszyscy, którzy mieli cokolwiek do czynienia w przystani, poszli sobie do innych zajęć. Dozorca zdjął flagę i zamknął magazyn, ale para wyrobników nie ruszała się z miejsca, stali oboje, nie mogąc się zdobyć na powrót do domu.
Dopóki mogli śledzić spojrzeniem statek, rzecz była zupełnie naturalna, czemu jednak stali tutaj gdy znikł, nie wiedziało zapewne żadne z nich.
Być może nie wracali dlatego, że bali się iść tak osamotnieni długą drogą, a potem znaleźć dom pusty i smutny.
— Teraz już tylko dla niego samego przyjdzie mi gotować i na niego już tylko wyczekiwać będę! — myślała Katarzyna — A czemże mi on jest właściwie? Mógł sobie z nią jechać!
Dziewczyna jedna tylko rozumiała tę głupią gadaninę, ja nigdy nie wiem o co mu idzie! Lepiejby mi było zostać samą!
— Wolałbym sam się pasować ze smutkiem moim! — myślał Jan — Cóż mi z tej głupiej, swarliwej Katarzyny? Będzie dreptała po izbie i gadała trzy po trzy! Dziewczyna umiała z nią tak postępować, że była wesoła i łagodna, teraz wyjdzie na wierzch jej natura właściwa i nie usłyszę już nigdy dobrego słowa!
Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/98
Ta strona została przepisana.
W PRZYSTANI.