Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

nych, także z powodu zimna, bo jezioro przez dziesięć mięsięcy jest pod lodem. Owoż do tego jeziora przychodzi siedmiu Czechów, ścieżkami im tylko wiadomemi. Muszą oni wydobywać tam złoto, bo po ich odejściu znajdowano żużle z wytopionego kruszczu, a nawet piecyki. Ale nikt dotąd nie zeszedł ich śród téj roboty.
Ci Czesi mogą być bajeczni, ale podobni im a rzeczywiści znajdują się w każdém prawie biurze urzędowém w Galicji, także dla złota. Ścieżki ich przechodu są wiadome.
Górale wierzą mocno w istnienie ksiąg czarnoksięskich. Według ich zapewnienia, księgi takie znajdują się na dolinach, to jest w kraju niegóralskim, np. w Krakowskiém. Wielka potęga zamyka się w tych księgach. Górale pokazują w górach jedną skałę, z któréj na zaklęcie odczytane z takiéj księgi, wychodził smok, dawał się kulbaczyć i jeździć na sobie. Jakiś czas widywano jeżdżącego na nim Niemca, ale pewien Baca zabił smoka, a Niemiec zniknął. Baca był stąd w niemałym kłopocie, bo wkrótce przyszedł jakiś człowiek z dolin bardzo dalekich, i ostro upominał się o zabitego smoka, jak o swoją własność. Niewiem jak się ta sprawa skończyła.
W innym wcale rodzaju jest powieść o błąkającéj się głowie. Miejscem tego zjawiska, jest polana zwana Jaworzyna Kamienicka, od wsi Kamienicy; a początek taki. Naczelnik jednéj bandy zbójeckiéj, miał