Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

Przystępując wprost do mego przedmiotu, patrzę na górali Tatrańskich ze stanowiska czysto-obecnego: nie znajduję go w przeszłości. Światło przeszłości pada bardzo słabo na lud téj okolicy; niema on na scenie publicznego życia takiéj głośności jak mieszkańcy innych naszych okolic. Szczególném przeznaczeniem jakieś odosobnienie, milczenie, brak ruchu odpowiednego ruchowi dokoła, otaczały zawsze ten zakąt. Nie potępiajmy jednak za to naszych górali. Ich byt nie przeminął jeszcze. Jest jeszcze przed nimi przyszłość i kto wié jak długa, jak wielka. Z resztą i ta okoliczność przytwierdza, że Górale są plemieniem czysto-słowiańskiém; a człowiek tego rodu nie wyłazi ci łatwo ze swojéj nory. Wszakże z drugiéj strony widzisz już w góralach cóś różnego, jakby niesłowiańskiego, po części może z istoty ich posady ziemskiéj, ich położenia tak fizycznego jak cywilnego, po części może przez obce im wpływy — zgoła, że Górale są Słowianami; pod pewnym względem wyżsi, pod innym znowu niżsi od swoich pobratymców. Ale o tém we właściwém miejscu Zaczniemy od tego co w człowieku na pierwszy rzut oka uderza — od powierzchowności.
Jest-to w ogólności lud dorodny. Wzrost więcéj niż mierny, a w wielkiéj części wysoki. Budowa zgrabna, lekka ale mocna. Ruch pełen życia i zręczności. Głowy nierzadko piękne, bardzo często ślachetne w rysach twarzy, które powszechnie pra-