Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

Znaj-ze wachlaz goralski, — tsysta w garle stoi!  —
Rozumiałeś ze się cię lada goral boi.  —
Dieboł wié na co się was tu skidało tak wiele;
Takeście tu potsebni, jako psi w Kościele.
Nie będzies mi się włócył, ty Lutse Marcinie,
Zabiję ja cię, nie trwam (nie dbam) na twoje pytanie (proźbę)
Widzis takie góralskie jest pozałowanie.
Abyścić nieuciecył, mógł byś-ci mię zdradzić.
Wytnę cię w łeb wachlazem, wolę ja cię zgładzić.
Kieby nie tak jak ongi padło w Bujakowie,
Co się chłopi natłukli takiego po głowie.
A nie mogli go zabić, az wzięli na Sołę,
A on jesce wypłynął w chwilę, pod stodołę.
A ze chłopi musieli brnąć w Sołę do niego.
Ledwie i tam stłumili bestyę takiego.
Takie to te psy twarde, jak wąz, do zabicia.
Napapęzys się dobze, nim pozbędzie zycia.
Ale ja go zabite-k mam w Bogu nadzieję.


O tak! niech znają żeśmy chłopcy swarni
Chociaz wy chowani w lasowéj owcarni!

Wszystkie te próbki powyższe, jakkolwiek nieliczne, są wyjęte wiernie z ogołu podhalskiego narzecza; powinny więc dać o niem pewne wyobrażenie.
W dopełnieniu ich to jeszcze powinienem powiedziéć:
Odgarnąwszy na bok z narzecza podhalskiego niektóre obce mu należałości, znajdziemy w końcu tło