Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

bobony a w których wina ludu ta tylko, że widzi głębiéj, daléj jak my. Zadawałem sobie w tym przedmiocie szczérą pracę, brałem nieraz zabobon po zabobonie, przesąd po przesądzie i najczęściéj w zadumieniu korzyłem się przed czystością prawdy, którą w tych skorupach napozór niezgrabnych odkrywałem.
Powiedzmy sobie i tę jeszcze prawdę, że zbyt ostro, zbyt jednostronnie powstajemy na zabobony. Bez wątpienia obrzydliwe bywały czasem skutki przesądów, zabobonów ludu, ale w moich oczach daleko są obrzydliwsze i zgubniejsze skutki fałszywych systematów filozoficznych, teoryi politycznych, doktryn religijnych. Mniéj straszny dla mnie głupi, zabobonny człowiek ludu, jak przewrótny mędrzec, jak zepsuty człowiek cywilizacyi. Wprawdzie przez zabobon ludu palono nieraz na stosach, topiono i spełniano tym podobne zbrodnie, ale policzmy te ofiary i ofiary fałszywych mędrków, przewrótnych reformatorów, a zobaczemy gdzie ich więcéj padło — jeżeli wielka liczba na jednéj stronie, to na drugiéj nieporównanie większa — przez jednych mogły cierpiéć cząstki narodu, a przez drugich całe narody giną, a giną w tém co jest najżywotniejsze dla człowieka, tracą życie w Prawdzie. Zobaczémy wtedy przy głębszéj bezstronności, tę smutną różnicę między prostotą ludu a cywilizacyą, że w jednéj znajdujemy pod fałszywą nawet powłoką, najczęściéj prawdę zbawienną, a w