Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

nań pod formami zmysłowemi. Jest-to prawdziwa, mianując rzecz najwłaściwiéj, głupota cywilizacyi nowoczesnéj, wielka, niczém nieusprawiedliwiona, a gorsza w swoich skutkach niż się nam zdaje. Lud prosty pod tym względem jest daleko wyższy, rozumniejszy, więcéj chrześciański od tych, co go za tę wiarę potępiają; oni tłumią, gaszą prawdę na któréj stoi, przez którą żyje prawdziwie cała budowa prawdy chrześciańskiéj na ziemi, a lud ją uznaje i wprowadza w swoje życie, nieodpowiedno zapewne jéj wysokości, ale jak umié i może, a z dobrą wiarą.
Takie źródło i taki cel mają wszystkie jego powieści, podania, wierzenia, a nawet przesądy i zabobony. Jest-to jego sztuka, jego literatura; a ma tę wyższość nad naszą, że utwory jéj nie są martwe jak nasze posągi, obrazy, poemata, — przeciwnie żyją, działają, wiążą się z życiem ludu, dzielą je, stanowią część żyjącą, działającą jego życia, jego sfery spraw ziemskich, zatrudnień wszelkich, spajają w sposób nieobojętny drabiną snu Jakóbowego, św lat niewidzialny ludu ze światem widzialnym.
Postawmy utwory naszych artystów, postawmy bohaterów naszych pieśni, poematów, dramatów, obok utworzonych sposobem ludu przez lud; jak-że oni są nizsi pod względem życia. Byli kiedyś, to prawda, a najczęściéj nie byli i doskonale to wiémy naprzód; dajmy jednak że byli i żyli; możemyż ręczyć z całą siłą wiary pewnéj siebie, że są i żyją gdzieindziéj