Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

jak na płótnie lub w okładkach książki, jeżeli to życiem nazwać można? Inaczéj się ma z utworem ludu; dla człowieka ludu był on, jest — niemoże nie być skoro raz był; bo czucie, bo siła twórcza ludu sięga daléj jak do martwego spomnienia, sięga do samego dna rzeczy, do ducha, z téj głębi wszystko czerpie, do niéj wszystko odnosi, a tam tylko jest prawdziwe życie i prawdziwa nieśmiertelność. Weźmy np. Bolesława śmiałego w tragedyi Wężyka; cóż on jest obok tego Bolesława, który według podania ludu, dotąd się błąka w tych górach, pokutuje, cierpi, nie wyszedł z życia narodu, przechodzi z nim jego koleje, pracuje dla niego, odrabia swoją część złego którą na naród sprowadził.
I takie wyobrażenie jest jedynie głębokie, prawdziwe, jedynie moralne, stawi wielką naukę pod formą sztuki, jest w duchu religii prawdziwéj. Nasi zaś bohatérowie są to tylko mumie moralne, zabespieczone przeciw zupełnemu strupierzeniu papiérem, płótnem, kamieniem, na tak długo, jak długo trwa ich upowicie.
To samo na polu malarstwa. Weźmy najpiękniejszą madonę Rafaela i obraz robiący cuda. Cóż mi po obrazie Rafaela obok obrazu cudownego. Jeden dla prostéj uciechy zmysłowéj, dla oczu, drugi daje mi zdrowie i ciała i ducha, podnosi mię w świat szczęścia najwyższego, w świat zbawienia. Tu prawdziwe życie a tam blask tylko pięknéj formy.