Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

ale namalowana, żyjąca tchem wieków. Trzeba mu posągu dla wypadku lub człowieka, to całą górę w posąg zamienia. Jeżeli puści w obieg jakie uczucie pod postacią pieśni, to wszystkie głosy ludu, wszystkie serca grają jéj muzyką: jest-li pieśń wesoła? to cały lud staje w chór i pląsa i klaszcze w dłonie; jest-li smutną? to z tysiąca oczu łzy płyną. Niedosyć mu na tém; niedosyć mu ziemi, materyi, dla niego duch rzeczy jest wszystkiém, — sztuka jego zachodzi w świat ducha. Ktoś zasłużył sobie u niego na pamięć przychylną; więc mu się otwiéra na wieki jasny świat wyższy i ztamtąd opromienia sferę swoich braci blaskiem niebieskim, jak za życia świecił czynami cnotliwemi, nie przestaje służyć jako duch tym, którym służył jako człowiek. Inny zarobił na pamięć przeklętą, więc jego miejsce w świecie ducha niższym, podziemnym; i lud widzi go w ogniach i mrokach zatracenia, w łańcuchach niewoli wiekowéj, pod chłostą mąk wiekowych, w stanie grzéchu przemienionego na karę.
Jedném słowem, jemu koniecznie potrzeba ażeby utwór przeznaczony dla niego, jakiegokolwiek ogromu jest forma, był nakształt świątyni, nakształt kościoła, nakształt kaplicy przydrożnéj, bodaj by wreszcie nakształt tego krzyża na samotnéj mogile, byleby zawsze w nim trzymał najpiérwsze miejsce jego świat nadzmysłowy, jego Bóg, byleby był ożywiony, poświęcony duchem Bożym. I ma takie utwory, miałby