Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

wzgórzów, które nas coraz wyżéj podnosiły; zatrzymaliśmy się na Wyżniéj, która mi się najwięcéj w tém pasmie podoba; przebrnęliśmy szczyt Ciarki, powiadam przebrnęliśmy, bo jest pokryty licznemi źródełkami i moczarami. Ostatni to szczyt przed Kluczkami i najwyższy po nim. Tu dopiéro droga prawdziwie przykra po stoku Kluczek: niekiedy niebespieczna dla wozu spuszczającego się z góry zwłaszcza naładowanego. Tutaj goral udaje się do swojego sposobu hamowania: uwiązuje z tyłu wozu ogromny konar albo i drzewo mniejsze z gałęźmi ponadcinanemi i obróconemi końcem wyższym ku wozowi; gałęzie te ryjąc się w ziemi, zahaczając o kamienie których tutejsze drogi są pełne, tamują pęd wozu i ułatwiają koniom powolne schodzenie z góry. Przebyliśmy i tę drogę i oto jesteśmy na szczycie Kluczek.
Znaleźliśmy spółtowarzyszki nasze krzątające się w szałasie około podwieczorku. Zostawiliśmy je z ich zatrudnieniem, a sami puściliśmy się na obejrzenie szczytu i widoków z niego dokoła.
Szczyt jest dosyć przestronny, w niektórych miejscach ocieniony drzewami, w największéj części odkryty. Widok z niego na wszystkie strony przecudny, obszarem który zajmuje i bogactwem rozmaitości. Można to pojąć, wyobraziwszy sobie wysokość któréj niema równéj w jednych promieniach na kilka mil, w innych na kilkanaście, a w innych Bóg wié jak daleko — gdzie granicą widokresu jest granica