Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

konieczny dla puszczającego się w góry. Prędzéj puszczaj się bez broni jak bez żywności. Napad zbójców rzecz nadzwyczajna, ale głód bardzo rychło zajdzie drogę i schwyci cię za wnętrzności, w skutek ruchu, powietrza i wody górskiéj. Na karczmy nie rachuj, nie znajdziesz ich tak jak w górach innych krajów; po części przez niedbalstwo krajowców, a w wielu miejscach dla niepokonanych przeszkód miejscowych; latem drogi niepodobne do utrzymania, a zimą i to ośmio lub dziewięciomiesięczną śniegi i mrozy o jakich niémamy wyobrażenia, skazują te miejsca na wieczną bezludność.
Mieliśmy przed sobą dwie drogi, jedna dalsza przez Nowytarg; jest ona bardzo wygodna dla powozów nawet, ale znacznie dalsza, a dla nas wierzchowych niekonieczna; wzięliśmy więc drugą, mniejszą ale najprostszą przez wsie Nową Białę, Białkę i Bukowinę.
Około ósméj wieczorem stanęliśmy w Leśniczostwie Bukowińskiém, zrobiwszy dwie mile drogi. Miejsca które zamierzyliśmy widziéć, były przed nami jeszcze o mil trzy i więcéj. Musielibyśmy nocować w górach, pod gołém niebem, na jakiéj polanie. Jakkolwiek nie mieliśmy wstrętu od podobnego noclegu, rozważyliśmy jednak, że polany jeszcze niepokoszone, konie nasze niemiałyby żywności, a przytém nie byliśmy zabespieczeni przeciwko nocnemu chłodowi, przeto woleliśmy przepędzie noc w leśniczostwie.