Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Tarnowa, z właszcza jéj część widziana z téj tu strony Dunajca, z doliny na któréj leży Wojnicz. Widok ten jest już w rodzaju wyższym od powszedniego; nadewszystko południowa jego strona, górzysta, objawia na piérwszy rzut oka że jest już rodziną Karpat: rodzina drobna wprawdzie i tak się ma do pnia swojego jak my do naszych ojców przedpotopowych.
Okazałe garby, rozmaitego kształtu, ogromu i kierunku, to na wpół obwieszane lasami, to całkiem odziane ich czernią, to strojne smugami pól uprawnych, to obetkane gronami gęstych wiosek, pożłobione rozdołami tém głębszemi, tém urwistszemi im daléj ku Karpatom idą; obwiedzione u podnóża kobiercami łąk świéżych, i wstęgami potoków zmiennéj barwy według chmurnego lub jasnego nieba, igrających podczas pogody jak sarna przyswojona, a przy piérwszym deszczu nabrzmiałych, wzburzonych, rzucających się jak zwiérz rozjuszony, jedném słowem, nieugłaskanych, dzikich, jak łono przyrody która je poczyna, oto są piérwsze z téj strony wschody do gmachu którego kopułą są Tatry a wieżami Łomnica i Krywań.
Płaszczyzna która się od nich poczyna i rozwija ku Wiśle przez mil kilka, podnosi jednotonnością swoją rozmaitość podgórza, a odosobniona góra Ś. Marcina, panująca z jednéj strony nad Tarnowem i jego niskiemi polami, z drugiéj nad drobniejszém pasmem pobliskich wzgórzów, zda się stać na straży