Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/295

Ta strona została skorygowana.

i przyjął go za zięcia. Żona nie domyśla się także prawdy. Wszakże ją niepokoi i odludne jego mieszkanie w dzikich górach, i częste oddalanie się z powodów i dla celu, które jéj są niewiadome. Pyta go czasem o to, równie jak o przyczynę dla czego nigdy niechce otworzyć jéj skrzyni ze swojemi rzeczami, ani niedaje bielizny do prania, ale nie otrzymuje odpowiedzi coby ją zadowolniała. Jednego wieczora powraca znużony, spocony, więcéj niż zwyczajnie, broń jego zakrwawiona. Przelękniona żona bada go i tą razą, i znowu na próżno. Obsiada ją podejrzenie, czeka więc aż swoim zwyczajem oddali się na dni kilka, korzysta z téj nieobecności, otwiera jego skrzynię i znajduje pomiędzy szatami uciętą rękę; na małym palcu był jeszcze pierścionek, dla którego ta ręka była odcięta i skryta; po tym pierścionku poznaje że to ręka jéj brata najmłodszego. Odkrycie to przekonało ją prawie że jéj mąż jest zbójcą. Po pewnym czasie nagodził jéj Pan Bóg syna, jak pieśń powiada; temu śpiewając raz do snu dawała nauki, ażeby się nie wdał w ojca. Przypadek zrządził, że mąż ją podsłuchał i poznał że jest odkryty. Ale w téj chwili zamyka się w gniewie, tylko wszedłszy do chaty, każe kończyć śpiewanie. Biedna żona daje pieśni inny obrót, pochlebny mężowi. Zbójcę to nie ułagadza, każe jéj ubrać się w świąteczne suknie, wyprowadza siłą w las odludny i tam odcina jéj ręce, za to że otwarły jego skrzynię, a oczy wydziéra za