Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/306

Ta strona została skorygowana.

dego dźwięku zabłąkanego w téj dziczy, słucham uchem i myślą czy nie usłyszę dzwonów mojego życia prawdziwego!...
Napróżno wszystko!
Jakto? miałżebym tylko tyle stąd wynieść, tylko ten owoc zebrać i podać innym z tyla czasu takiego życia? nic więcéj tylko myśl zwątpienia, żal bezpłodny? Ślepyż-to przypadek wyrzucił mię tutaj jak rozbita z nawałności życia? byłżebym już trupem którego morze świata niemoże ścierpieć w swojém łonie i wymiata na pastwę żarłoctwu zwątpienia, na zginienie uczuciem swojéj bezużyteczności? A oweż myśli których tyle przemignęło przez tę głowę; a owe uczucia których tyle przegrało w tych piersiach, byłyżby tylko ptastwem żarłoczném i tak-by dalece obrały mię ze wszystkiego, że nic-by już więcéj nie pozostało ze mnie jak szkielet na nic nieprzydatny? O! nie daj tego Boże! i tak nie jest.
Nie przypadek mię tu rzucił, nie na darmo tu się znalazłem. Nie na darmo otwarto mi wszystkie zasoby zewnętrzne i wewnętrzne téj krainy, jéj przyrody i jéj człowieka. Nie oddalę się stąd jak rozpustnik zniewieściały gnuśném używaniem, wycieńczony bezrządem marzeń, bezsilny do życia na polu czynności. Nie! czuję że nie straciłem nic z tego com tu przyjął. Pierś moja pilniejsza, widzenie jaśniejsze, ochota życia większa, wiara czystsza, miłość Boga i ludzi odważniejsza, nadzieja mocniéj przytwierdzona