Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
NA GÓRZE PANIEŃSKIÉJ.
20 Kwietnia 1832.

Niebo pogodne, ziemia wyjaśniona; na odległych okolicach tylko mgła oddalenia; zgoła poranek rzadki w téj porze roku. Taki był poranek kiedy wstępowałem na górę Panieńską. Wchodziłem od strony wschodniéj, od Dunajca.
Płaszczyzna niska, zamknięta pasmami wzgórzów między którémi Dunajec się przerzyna, zdaje się być jego dziełem w czasach zapewne bardzo oddalonych, i można łatwo wierzyć powieściom, że kiedyś koryto téj rzeki ocierało się o podstawę Panieńskiéj góry. Sama góra podnosi się ze trzech stron od razu nad płaszczyznę, tylko od strony zachodniéj przesmyk wyżyny spaja ją z pasmami innych wzgórzów rozbiegających się późniéj w różne strony. Boki góry zasiane do pewnéj wysokości krzakami jałowcu; gdzie niegdzie ustępy niekształtnych dolin, na jednéj z nich w stronie wschodniéj, bliżéj szczytu niż spodu, źródło