Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

nosi podrzutka na śmietnik, smaga go rózgą, napawa ze skorupki jaja, i woła: odbierz swoje, oddaj moje! Dziwożona, tknięta w macierzyńskie uczucie płaczem bitego dziecka, odnosi pokryjomu porwane dziecię, a swoje na powrót zabiéra.
Dziewczyny nawet dorosłe nie były od nich bezpieczne: trafiały się częste wypadki porywania ich przez Dziwożony.
W téj osnowie opowiadano mi następną powiastkę miejscową. Jednego dnia zniknęła nagle z Łopusznéj młoda i ładna dziewczyna; gdzie i w jaki sposób? żadnego nie było śladu. Długi już czas upłynął od tego zniknienia, kiedy jeden z mieszkańców Łopusznéj, zaprowadzony jakąś potrzebą w głębią gór Łopuszańkich, ujrzał u jednego potoku, śród największéj dziczy, dziewczynę piorącą bieliznę. Zbliżył się i poznał dziewczynę zginioną. Ta poznała go równie, opowiadała że ją Dziwożony porwały i w końcu błagała aby ją z rąk ich wybawił. Góral chętnie się do tego przychylił, a ponieważ pora obecna nie była po temu, umówiono więc pewien dzień, w którym ona znowu prać tu przyjdzie, a góral przyjedzie konno. Góral dotrzymał umowy, przyjechał w dzień naznaczony, znalazł dziewczynę, schwycił ją na koń i ruszył ku wsi. — Ale Dziwożony postrzegły to i puściły się w pogoń takim pędem, że już, już dościgały uciekających.
Było to właśnie śród łąki na któréj gdzie niegdzie rosły gromadami kwiatki, dzwonki zwane. Dziewczyna